grudnia 27, 2009

awantura o minarety

Przyjęta w listopadowym referendum decyzja o zakazie budowy w Szwajcarii minaretów została zaskarżona do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Jak informuje BBC, decyzję zaskarżył muzułmański działacz z Genewy, pochodzący z Algierii Hafid Ouardiri. Według tego byłego rzecznika genewskiego meczetu, zakaz budowy minaretów narusza Europejską Konwencję Praw Człowieka.
Strasburski trybunał ma półtora roku na rozpatrzenie skargi. Prawnik reprezentujący Ouardiriego, Pierre de Preux, zauważył, że może minąć nawet kilka lat zanim zostanie wydane orzeczenie w tej sprawie.
Szwajcarzy większością 57,5 proc. głosów opowiedzieli się w referendum z 29 listopada za zakazem wznoszenia minaretów w ich kraju. Głosowanie zorganizowano z inicjatywy prawicowej Szwajcarskiej Partii Ludowej (SVP).
Według oficjalnych danych w liczącej ponad 7 milionów mieszkańców Szwajcarii mieszka ok. 400 tys. muzułmanów. Do tej pory obok 130-160 meczetów w tym kraju powstały zaledwie cztery minarety.
Odkąd 29 listopada 57 proc. uczestników referendum opowiedziało się za zakazem budowy meczetów z minaretami, rząd robi dobrą minę do złej gry. Po referendum ogłoszonym na wniosek skrajnie prawicowej Szwajcarskiej Partii Ludowej (SVP) alpejskiej republice mocno się dostało. Palcem pogroziły ONZ, UE i Rada Europy, ale najostrzej zareagował świat islamski. Kraje arabskie wezwały do bojkotu szwajcarskich towarów i banków, a turecki premier Recep Erdogan ocenił, że wynik referendum to przejaw faszyzmu.
Minister sprawiedliwości Eveline Widmer-Schlumpf zapewniała z kolei, że to raczej wypadek przy pracy i że władze zrobią wszystko, aby wynik referendum nie stał się prawem. Na to prawicowy tygodnik "Weltwoche" na pierwszej stronie umieścił zdjęcie minister Widmer-Schlumpf oraz kilku innych osobistości przeciwnych zakazowi. I napisał: "To grabarze demokracji".
Rzeczywiście, jeśli rząd próbowałby zignorować referendum, to podważyłby fundament szwajcarskiej demokracji, gdzie w sposób bezpośredni obywatele decydują o losie państwa od prawie pięciu wieków. Dziś co drugie referendum ogłoszone na świecie odbywa się w Szwajcarii.
Jednak od prawie 200 lat nie zdarzyło się, aby w referendum większość zgodziła się na dyskryminację mniejszości, a tym właśnie jest zakaz budowy minaretów. Ponadto, zabraniając budowy minaretów, Szwajcarzy złamali Europejską Konwencję Praw Człowieka, za co grozi im proces przed Trybunałem w Strasburgu, który na pewno każe uchylić zakaz. O ile wcześniej nie zrobi tego któryś ze szwajcarskich sądów, do którego wyniki referendum zamierza zaskarżyć rząd. Jeśli tak by się stało, też byłby to precedens.
Szwajcarzy są w kropce. Część polityków chce iść za ciosem. - Rząd nie może przepraszać za obywateli - oburzał się Christoph Blocher, główny strateg SVP. Jego partia chce przeforsować zmiany w kodeksie karnym, dzięki czemu można by z kraju deportować imigrantów wyłudzających zasiłki socjalne. Chce też ograniczyć imigrację.
Na wojnę z islamem zamierzają też iść politycy głównego nurtu. Christophe Darbellay, szef chadecji, zażądał referendum ws. zakazu noszenia burki i zniesienia ceremonii religijnych podczas pogrzebów. Pierwszy postulat poparły feministki ze szwajcarskiej socjaldemokracji.
Zwolennicy poszanowania wolności religijnej nie dają za wygraną. Od tygodnia działacze organizacji praw człowieka demonstrują w Bernie, trzymając w ręku minarety z kartonu. Klub Helwetycki, który zrzesza kilkudziesięciu wybitnych intelektualistów, zapowiada złożenie wniosku o kolejne referendum, które miałoby unieważnić wyniki poprzedniego. Pomysł popierają liberałowie.

grudnia 24, 2009

gdybym rzekł, że nie jest mi przykro,

gdy mnie ktoś obraża, byłbym nieszczery, albowiem ból w takiej sytuacji wszyscy ludzie odczuwają jednakowo. Ja jednak powstrzymywałem się przed okazywaniem z tego powodu gniewu, zdenerwowania czy wzburzenia. I jeśli po uprzednim przygotowaniu zdołam się powstrzymać przed odpłatą, to tylko dzięki sile i mocy najwyższego Boga. Jeśil to na mnie spadnie niespodziewanie, wtedy odpowiadam pełnymi bólu, lecz nie nieprzyzoitymi słowami, starając się powiedzieć szczerą prawdę i nie pokazywac przy tym gniewu ani głupoty. Na ogól jednak unikam tego z wyjątkiem sytuacji przymusowych, kiedy mam nadzieję, ukarać człowieka, który stara się mnie obrazić, albo gdy muszę pohamować plotkarza. Większość ludzi chętnie mówi rzeczy, których słuchający nie chcą słyszeć od osób postronnych. Nic lepiej nie jest w stanie powstrzymać ich od takiego działania. Dopiero po usłyszeniu ostrej odprawy, zaprzestaną rozpowszechniać oszczerstwa przypisywane innym, co przecież służy jedynie zepsuciu sumień i szerzeniu plotek.
Ibn Hazm, O leczeniu dusz i poskramianiu wad, rodział o wiedzy.

grudnia 21, 2009

DailyMSG od kuchni

„Musze jeszcze dziś wypuścić adisy i hayaty"



powiedziała do męża męczona i zapracowana polska muzułmanka, wprawiając go w lekkie osłupienie.



grudnia 18, 2009

id* hudba** na wesoło

Bracia i siostry, Allah mówi w Koranie:

<dryń dryń, dryń dryń>

arridża' iqaf taszghil al-hałatif al-mahmul - proszę wyłączyć telefony komórkowe!! - please swith mobiles off!!

by Ahmed Said, Warszawa

* święta
** kazanie wygłaszane przez imama po modlitwie piątkowej lub świątecznej

grudnia 15, 2009

ciąg dalszy o zwierzętach domowych...

Mam pytanie na temat zwierząt domowych. Mianowicie, wiem już że Islam szanuje zwierzęta, że Prorok (pokój z Nim) bardzo dobrze je traktował i że szczególnie lubił koty. A ja chciałabym zmierzyć się z tematem tak bardziej przyziemnie:
  1. czy to prawda że kotki są zalecanymi dla muzułmanów zwierzętami domowymi?
  2. jak to dobre traktowanie zwierząt wygląda w praktyce w krajach islamskich (schroniska,wystawy i hodowle zwierząt,poziom i dostępność weterynarii)
  3. jak w takich krajach jest przestrzegany zakaz posiadania psów w mieszkaniu?
  4. na koniec trochę prywatnie do autorek bloga (mam nadzieję że wybaczycie,ale zżera mnie ciekawość) czy macie jakieś zwierzęta domowe i jak to wygląda praktycznie - np.czy kobieta może iść z kotem do weterynarza mężczyzny?
Pozdrawiam serdecznie :) Agata

Witam i dziękuje bardzo (w imieniu wszystkich autorek) za życzonka. Odnośnie Pani pytanek:
  1. Według islamu, koty są jednymi ze "zwierząt krążących po domu". Jest hadis mówiący": "Koty są częścią gospodarstwa domowego i są wśród tych, którzy krążą po domu". Stąd wiemy, iż trzymanie kotów w domu jest jak najbardziej dozwolone. Są też inne hadisy na temat kotów. Polecam zajrzeć TUTAJ. Jednak uczeni warunkują trzymanie kotka (i zwierząt ogólnie) w domu od paru czynników, np. że właściciel będzie o nie dbał, będzie je karmił i nie będzie ich krzywdził, a także, że obecność zwierzęcia w domu nie przyniesie szkody domownikom (patrz fatwa).

  2. Tak samo pewnie, jak traktowanie ludzi... jedni każdą istotę żywą uszanują i będą dobrze traktować, inni nie... Wszędzie są ludzie i ludziska. Jedni będą dobrze traktować zwierzęta ponieważ je kochają, inni dlatego, że tak zaleca islam, a jeszcze inni potraktują je jak zabawkę, która z czasem się znudzi i stanie się jedynie problemem... Miejmy nadzieję, że tych ostatnich będzie wszędzie jak najmniej. Na temat tego jak wygląda sprawa schronisk, dostępność weterynarii itp. chyba muszą się wypowiedzieć osoby mieszkające w różnych krajach muzułmańskich (kraj islamski, czyli oparty w 100% na szariacie, nie istnieje), zatem zachęcam do odpowiedzi w komentarzach osób, które coś na ten temat mogą powiedzieć.

  3. Różnie... w niektórych mimo wszystko są trzymane.

  4. Ja sama mam kotka. Stanowisko islamu na temat zabierania zwierząt do weterynarza jest takie, że niezbędnej pomocy należy udzielić, ale nie popadać w rozrzutność. U mnie w praktyce sprawa wygląda tak, że do weterynarza pojechaliśmy z mężem - zatem problemu nie ma, bez względu na jego (weterynarza) płeć.

grudnia 12, 2009

nie traktuj Boga...

... jak kelnera – zamawiasz i ma ci przynieść co chcesz.

grudnia 09, 2009

grudnia 06, 2009

Muzułmanie nie będą się już modlić za prezydenta

Choć trudno w to uwierzyć, to w Polsce cały czas istnieje prawo, które nakazuje modlić się za prezydenta i pomyślność Rzeczpospolitej! Dotyczy ono muzułmanów i długo już obowiązywać nie będzie.

„W piątki każdego tygodnia oraz w dnie uroczystych świąt duchowni muzułmańscy odmawiać będą modlitwy za pomyślność Rzeczypospolitej i Jej Prezydenta, w dnie zaś świąt państwowych odprawią uroczyste nabożeństwo na intencję Rzeczypospolitej, Jej Prezydenta, Rządu i Wojska” - to przepis ciągle obowiązującej ustawy o stosunku państwa do Muzułmańskiego Związku Religijnego z roku... 1936.

Jednak jak dowiedział się serwis tvp.info, te nieprzystające do obecnej rzeczywistości zapisy już niedługo odejdą do lamusa. W MSWiA trwają bowiem prace nad podpisaniem umowy z polskimi muzułmanami, która stanie się podstawą nowej ustawy.

Co się zmieni? Przede wszystkim zniknie cytowany nakaz, a muzułmanie zyskają prawo do wolnych od pracy świąt religijnych. Najprawdopodobniej duchowni zyskają też prawo do udzielania ślubów uznawanych oficjalnie przez państwo.

W projekcie znalazł się też zapis dotyczący oceny z nauki islamu na szkolnym świadectwie i powołania imamatu polowego wojska polskiego, czyli duchownego, który opiekowałby się żołnierzami wyznającymi islam.

W obydwu przypadkach jest jednak jeden problem. Nikt nie wie, czy te przepisy nie będą martwe. W Polsce muzułmanie uczą się w szkole etyki, a religijne tradycje poznają jedynie w domu. W przypadku armii nie odnotowano na razie żołnierzy wyznających islam.

Super Express, 16.06.2009
Autor: rem
Autorzy zdjęć: EAST NEWS/SE
Źródło: se.pl

grudnia 02, 2009

Mułła i Derwisz

Pewnej księżycowej nocy Mułła Nasruddin spacerował i usłyszał donośne chrapanie dochodzące jakby spod ziemi, spod jego stóp. Spanikował i chciał uciekać, ale potknął się o derwisza leżącego jamie.
- Kto to? - wrzasnął Mułła. - To ja – odparł Derwisz – a to moje stanowisko kontemplacyjne.
Mułła musiał chwilę ochłonąć, zanim był w stanie odpowiedzieć. Po chwili wymruczał zły:
- Musisz mi pozwolić z niego skorzystać, bo twoje chrapanie przestraszyło mnie do tego stopnia, że nie jestem w stanie wrócić do domu.
- Połóż się i przykryj drugim końcem derki - powiedział niechętnie Derwisz – ale bądź cicho, ponieważ czuwam nieustannie. To jedno serii ćwiczeń dla mojego ciała i umysłu. Jutro zamierzam zmienić rodzaj ćwiczenia i nie mogę pozwolić sobie na przerwę.
Nasruddin zasnął na chwilę, ale obudził się bardzo spragniony. Powiedział do Derwisza:- Chce mi się pić.
- Idź w dół drogi, tam jest strumień.
- Ale ja tak bardzo się boje, to przez twoje chrapanie!
- Dobrze, przyniosę ci wody - powiedział derwisz - pojenie spragnionych jest obowiązkiem.
- Nie, nie odchodź! Boję się zostać sam! – zadygotał Mułła.
- Weź ten nóż – powiedział Derwisz wciskając Nasruddinowi kozik do ręki – będziesz mógł się bronić – i poszedł po wodę.
Kiedy Mułła został sam fantazjował na temat możliwości obrony przed ewentualnymi, napadającymi go demonami i ich postacią. Jego strach rozrósł się niczym pleśń. Derwisz wrócił z wodą, a Nasruddin na jego widok wykrzyknął:
- Nie podchodź bo cię zabiję!
- Ale to ja, derwisz – odparł Derwisz nieco skonfundowany.
- Nie dbam o to, kim się nazywasz. Możesz być przebranym demonem! Masz ogoloną głowę i brwi!!
- Ale ja mam dla ciebie wodę, mówiłeś, że chcesz pić.
- Nie będę pił – próbujesz wślizgnąć się do mojego wnętrza przez wodę!
- Ale siedzisz w mojej jamie i zajmujesz mój koc!
- No to musisz znaleźć sobie następną…
- Wygląda na to że tak – powiedział smętnie derwisz. Zaczął analizować sytuację i mruknął: „Nie rozumiem, co spowodowało taki obrót zdarzeń, co za wariat!”. Słysząc to Mułła krzyknął za odchodzącym Derwiszem:
- To przez mój wszechobejmujący strach! - Derwisz zawrócił i wycedził przez zęby:
- Jest nielogiczny, silniejszy niż twoje pragnienie, obawa o zdrowie, majątek innych.
- Nie musisz czuć strachu, żeby cierpieć z jego powodu – odparł Nasruddin i odwrócił się plecami do Derwisza.

listopada 30, 2009

komu, komu? Bo idę do domu...





Jedna z organizacji muzułmańskich w Polsce uruchomiła możliwość subskrybcji czasopisma. Jest to w Polsce absolutne nowum. Czasopismo jest kwartalnikiem więc na 2010 planowane sa 4 numery. Szczegóły na stronie.

Redaktorom i wydawcy życzymy powodzenia, wytrwałości i cierpliwości.

naród żydowski został wymyślony

Od wielu lat żadna książka tak silnie nie wstrząsnęła światem żydowskim jak „Wymyślenie żydowskiego narodu” Szlomo Sanda, profesora historii z prestiżowego Uniwersytetu Telawiwskiego. Z profesorem Szlomo Sandem rozmawia Piotr Zychowicz

Od wielu lat żadna książka tak silnie nie wstrząsnęła światem żydowskim jak „Wymyślenie żydowskiego narodu” Szlomo Sanda, profesora historii z prestiżowego Uniwersytetu Telawiwskiego. Izraelski naukowiec o polskich korzeniach przez jednych został określony jako wariat i antysemita, który kala własne gniazdo. Inni uważają go za wizjonera, który nie bał się wystąpić przeciwko największemu żydowskiemu tabu i złamać zmowę milczenia.
Jak wskazuje tytuł książki, profesor Sand uważa, że... naród żydowski został wymyślony. W Izraelu jego naukowa rozprawa spotkała się z wielkim zainteresowaniem czytelników i – rzecz niemal bez precedensu dla prac naukowych – trafiła na listę bestsellerów, na której znajdowała się nieprzerwanie przez 19 tygodni. Podobny sukces odniosła we Francji, gdzie zdobyła prestiżową nagrodę Prix Aujourd’hui.
W październiku książka wyszła po angielsku i trafiła do Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, wywołując kolejną falę polemik i prasowych sporów. Krytyczną recenzję książki opublikował niedawno „Financial Times”. Gazeta uznała ją za prowokację. Federacja Syjonistyczna Wielkiej Brytanii i Irlandii zaś ostrzegła, że lansowanie podobnych tez „może się przyczynić do wzrostu incydentów na tle antysemickim”. Autor książki – według organizacji – szuka zaś taniej sensacji.

Rz: Kto wymyślił naród żydowski?
Żydowscy historycy żyjący w Niemczech w drugiej połowie XIX wieku. To był okres kształtowania się nowoczesnych nacjonalizmów w Europie. Mieszkańcy Starego Kontynentu zaczęli wtedy myśleć kategoriami wspólnot etnicznych. Rodziły się narody: niemiecki, polski, francuski. Żydowscy historycy w Niemczech byli ludźmi swoich czasów i działali pod wpływem dominujących w nich prądów. Wzorowali się na nacjonalistach państw europejskich, głównie Niemcach, i w taki sposób powstał syjonizm, a wraz z nim naród żydowski.
Jak to „powstał”?
Powstał, bo wcześniej nie istniał.
Przecież Żydzi mieszkali w Europie od dwóch tysięcy lat. Odkąd zostali wygnani przez Rzymian z Palestyny.
Nic takiego się nie stało. To mit. Rzymianie wcale nie wypędzili Żydów z Palestyny, a Żydzi wcale nie przybyli do Europy. System kar, jaki Rzymianie stosowali wobec ujarzmionych nacji, nie przewidywał masowych wysiedleń. Wyrzucenie całego narodu z jego ziemi to bardzo skomplikowana operacja, której wykonanie stało się możliwe dopiero w XX wieku wraz z rozwojem niezbędnej infrastruktury, np. linii kolejowych. Nawet Trzecia Rzesza miała spore problemy z takimi operacjami, a co dopiero Imperium Rzymskie. Rzymianie byli oczywiście brutalni. Mogli zabić wielu ludzi, spalić miasto, ale nie wypędzali całych narodów.
Ale przecież to fakt powszechnie znany...

Oczywiście, że powszechnie znany. O wypędzeniu napisano w deklaracji niepodległości Izraela z 1948 roku, a nawet na naszych banknotach. Do tego bowiem sprowadza się mit założycielski Państwa Izrael: wyrzucili nas z naszej ziemi dwa tysiące lat temu, ale teraz wróciliśmy, aby ją odebrać. Nawet ja – zawodowy historyk od kilkudziesięciu lat – bezkrytycznie w to wierzyłem. Dopóki dziesięć lat temu nie postanowiłem zbadać tego problemu...

Co się okazało?
Zacząłem od literatury przedmiotu. Ku mojemu zdumieniu okazało się, że nie ma ani jednej książki naukowej na temat wypędzenia Żydów z Palestyny. Wyobraża pan to sobie? Jedno z najważniejszych wydarzeń w historii narodu, a nikt nie napisał na ten temat opracowania historycznego!
To jeszcze nie dowód, że to nieprawda.
Bądźmy poważni. Mamy do czynienia z wielką mistyfikacją. Mit o wypędzeniu Żydów to wytwór chrześcijańskiej propagandy z IV wieku. Miała to być kara za zabicie Syna Bożego. Właśnie do tego mitu nawiązali syjoniści w XIX wieku. Aby zbudować naród, trzeba było spreparować jego pamięć. Francuscy nacjonaliści odwoływali się do starożytnych Galów, włoscy do Juliusza Cezara, a niemieccy do Teutonów. Żydzi wzięli z nich przykład. Ogłosili, że Rzymianie wypędzili ich przodków z Palestyny, ci rozeszli się po całej ziemi, ale teraz muszą znowu połączyć się w jeden naród.
Ale przecież to jest fakt – w Europie, Afryce i w Azji istniały lub nadal istnieją skupiska Żydów.
Tak, ale wszyscy ci ludzie nie są wcale potomkami wypędzonych Żydów z Palestyny. Mało tego, w sensie etnicznym wcale nie są Żydami. To przedstawiciele rozmaitych innych ludów i narodów, których przodkowie przed wiekami nawrócili się na religię judaistyczną. Żydzi znaleźli się na całym świecie nie dzięki jakiejś mitycznej wędrówce ludów, tylko dzięki masowemu nawracaniu! Bycie Żydem w Europie czy Afryce nie miało nic wspólnego z narodowością. Żydami byli po prostu wyznawcy judaizmu.
Judaizm jest jednak ściśle powiązany z tożsamością etniczną.
Teraz tak. Ale wystarczy przestudiować starożytne źródła arabskie, wczesnochrześcijańskie, pogańskie czy żydowskie (z Talmudem na czele), aby się przekonać, że religia judaistyczna długo była religią nawracającą. Od II wieku przed narodzeniem Chrystusa aż do IV wieku naszej ery judaizm był najważniejszą monoteistyczną religią na świecie, której celem było pozyskanie jak najwięcej nowych wyznawców. Przekonanie pogan, że powinni wierzyć w jednego Boga, co robiono zresztą bardzo skutecznie. I stąd na świecie wzięło się tylu Żydów.
Ale przecież większość Żydów w Polsce wyglądała zupełnie inaczej niż Polacy. Nie mogli to być nawróceni na judaizm Słowianie.
Na judaizm nie nawracali się tylko poszczególni ludzie, ale – tak samo jak w przypadku chrześcijaństwa – całe królestwa. Na przykład w Jemenie czy Afryce Północnej. Podobnie stało się z leżącym pomiędzy Morzem Kaspijskim a Morzem Czarnym królestwem Chazarów. W XII wieku ten nawrócony na judaizm turecki lud zaczął być jednak spychany przez Tatarów i Mongołów Dżyngis-chana na zachód. Zatrzymali się we wschodniej Polsce. Odpowiedź na pańskie pytanie jest więc prosta: 75 procent polskich Żydów wygląda inaczej niż Polacy, gdyż jest pochodzenia chazarskiego.
W Polsce panuje przekonanie, że Żydzi przyszli do nas z Zachodu, a nie ze Wschodu.
Ta teoria pojawiła się dopiero w latach 60. XX wieku. Wcześniej wszyscy wielcy historycy – począwszy od Ernesta Renana, aż po Marca Blocha – uważali, że Żydzi przybyli do Polski z Chazarii. Zdanie to podzielali zresztą badacze syjonistyczni, choćby jeden z najważniejszych żydowskich historyków międzywojnia Icchak Shipper z Warszawy. Oni mylili się tylko w jednym. Twierdzili, że Żydzi najpierw przyjechali do Chazarii z Palestyny, a dopiero potem do Polski.
W Polsce panuje przekonanie, że Żydzi osiedlali się u nas, uciekając przed prześladowaniami na Zachodzie. Polska miała być ostoją religijnej tolerancji.
Miło o tym mówić, a jeszcze milej słuchać. Obawiam się jednak, że muszę sprowadzić Polaków na ziemię. Z demograficznego punktu widzenia nie da się wytłumaczyć istnienia tak wielkiej populacji Żydów w Polsce jako rezultatu emigracji z Niemiec czy z Hiszpanii. Tamtejsze społeczności były na to zbyt małe. Swoją drogą, czy pan wie, jak niemieccy Żydzi nie znosili polskich Żydów? Nazywali ich pogardliwie Ost-Juden. Uważali ich za półdzikich, brudnych Azjatów, z którymi nie chcieli mieć nic wspólnego. Takim terminem określali na przykład moich pochodzących z Łodzi rodziców.
Powiedział pan, że potomkami Chazarów było 75 procent polskich Żydów. A reszta?
Moja mama miała osiem sióstr. Pięć miało kruczoczarne włosy i semickie rysy – tak jak ja – ale trzy były blondynkami i miały niebieskie oczy. Do dziś wielu Żydów pochodzących z Polski ma europejski wygląd. Dlaczego? Otóż, królestwo Chazarów podbiło ziemie zamieszkane przez Słowian. Mniej więcej w okolicach Kijowa. 25 procent polskich Żydów to potomkowie tych Słowian, którzy przyjęli judaizm od swoich chazarskich władców.
A może to efekt mieszanych małżeństw?
Oczywiście, to też się zdarzało, ale nie na jakąś wielką skalę. Tak czy inaczej w efekcie tego podczas okupacji Niemcy mieli poważne kłopoty z rozróżnieniem Polaków od Żydów. Ojciec opowiadał mi, że podczas pierwszych miesięcy okupacji, które przeżył w Łodzi, Niemcy bezskutecznie próbowali identyfikować Żydów na oko. W efekcie wielu Żydów, którzy mieli idealnie aryjskie rysy, chodziło sobie swobodnie po ulicach. Niemcy – choć bardzo tego chcieli – nie mogli więc w Polsce dokonać Holokaustu na podstawie swoich teorii rasowych, pomiarów i tym podobne. Zagłada Żydów w Polsce została dokonana na podstawie dokumentów: spisów ludności, dowodów osobistych, świadectw urodzenia.
Skoro nie było takiego wydarzenia jak wypędzenie Żydów z Palestyny, to gdzie się ci Żydzi podziali?
Nigdzie. Nadal mieszkają na swojej ziemi w Palestynie. Potomkowie starożytnych Żydów to dzisiejsi Palestyńczycy. Ludzie ci zostali bowiem zarabizowani po tym, gdy w VII wieku Palestyna została podbita przez Arabów. Nie ma się im zresztą co dziwić. Arabowie ogłosili, że każdy, kto uzna Mahometa za proroka, zostanie zwolniony od podatków. Myślę, że gdyby ktoś coś takiego zaproponował dzisiejszym Izraelczykom, zapewne duża część z nich też by się nawróciła na wiarę Allaha. (śmiech)
Ale Palestyńczycy wyglądają przecież jak Arabowie. Nie różnią się od Egipcjan czy Irakijczyków.
Trudno, żeby po tylu stuleciach taki mały naród zachował etniczną czystość. Palestyńczycy często pytają mnie: czyli to my jesteśmy prawdziwymi Żydami? Nie, odpowiadam, jesteście tylko ich potomkami. Żyjecie bowiem w miejscu świata, przez które przechodziło wielu zdobywców i wszyscy zostawiali tu swoją spermę. Podbój arabski był również podbojem biologicznym. Nie zmienia to jednak faktu, że członek Hamasu z Hebronu jest bliżej spokrewniony z antycznymi Żydami niż izraelski żołnierz, z którym walczy.
Palestyńczycy nie są chyba zachwyceni, gdy mówi im pan, że w ich żyłach płynie żydowska krew?
Rzeczywiście, nie lubią o tym słuchać. (śmiech) To chyba najlepszy dowód na to, że nie jestem agentem Hamasu i nie napisałem swojej książki na zlecenie Arabów.
Wróćmy do kwestii żydowskiej tożsamości. Stosunek do Palestyny zawsze miał chyba także wymiar religijny.
Tak, i co ciekawe w religijnej tradycji żydowskiej wypędzenie miało wymiar metafizyczny, a nie realny. Przeciwieństwem „wypędzenia” zawsze było „odkupienie”. Dopiero rewolucja syjonistyczna przeformowała odwieczną judaistyczną formułę „wypędzenie” – „odkupienie” na „wypędzenie” – „powrót do ojczyzny”. Żydzi przez wieki uważali, że powrócą do Ziemi Obiecanej, dopiero gdy przyjdzie Mesjasz i rozpocznie się sąd ostateczny. Powrócą jednak w sensie duchowym, po śmierci.
Czy dlatego wielu religijnych Żydów do dziś nie popiera syjonizmu i Państwa Izrael?
Nie popiera? Oni uważają, że jego istnienie jest obrazą Boga i bluźnierstwem. Proszę zwrócić uwagę, że przez całe wieki Żydzi wcale nie pchali się do Ziemi Obiecanej, to się zaczęło dopiero w XX stuleciu. Żydzi w Babilonie żyli przecież w odległości czterech dni jazdy wielbłądem od Palestyny! I wcale nie chcieli się tam przeprowadzić.
Czyli wszystko zaczęło się od syjonizmu?

Tak, ale nawet gdy ta ideologia już istniała, większość Żydów wcale nie paliła się do wyjazdu na Bliski Wschód. Gdy pod koniec lat 80. XIX wieku w Rosji zaczęły się wielkie pogromy, wśród Żydów zawrzało. Część, jak Róża Luksemburg, stała się rewolucjonistami, część poparła socjaldemokrację, ale większość głosowała nogami. Zaczęła się masowa migracja do Ameryki. W latach 20. USA uznały jednak, że mają wystarczająco dużo Żydów, i zamknęły przed nimi drzwi. Wtedy nie było już wyboru – ludzie zaczęli osiedlać się w Palestynie. Kolejna fala przybyła z Niemiec po dojściu Hitlera do władzy w latach 30. A potem już poszło. II wojna światowa, Holokaust i ostateczne zwycięstwo syjonizmu, jakim było powstanie Izraela. Swoją drogą oglądał pan kiedyś słynne żydowskie filmy kręcone w Nowym Jorku w latach 20.? Jak pan myśli, jaki kraj przedstawiano w nich jako ukochaną ojczyznę, o jakim kraju mówiono z nostalgią i miłością?

Domyślam się, że nie o Palestynie.

O Polsce! To była dla Żydów prawdziwa ojczyzna. Mój ojciec, umierając w Izraelu, mówił właśnie o Polsce! Kraju, do którego tęsknił i uważał za swoją prawdziwą ojczyznę. Tak mówił o Polsce stary Żyd umierający w państwie żydowskim, w Ziemi Obiecanej. Ciekawe, co?

Pański ojciec przetrwał zagładę w Polsce?

Nie, w grudniu 1939 roku uciekł z niemieckiej strefy okupacyjnej do sowieckiej. Wziął mamę i siostrę (ja urodziłem się już po wojnie w obozie przejściowym w Austrii) i przedostał na teren opanowany przez Armię Czerwoną. Co ciekawe, ojciec przed wojną był działaczem komunistycznym, ale Sowietom się do tego nie przyznał. Bał się, że NKWD go zamorduje, tak jak zamordowała wielu innych działaczy KPP w latach 30. Moja rodzina uratowała się więc dlatego, że byliśmy Żydami, a nie komunistami. Wywieźli ich do Uzbekistanu i tam przetrwali wojnę.

Mam wrażenie, że czasami prowokuje pan swoich rodaków. Powiedział pan kiedyś, że powstanie Izraela było aktem gwałtu.

Zostałem wtedy zaproszony przez uniwersytet na terytoriach okupowanych. Po wykładzie Palestyńczycy zapytali mnie, dlaczego – choć jestem zwolennikiem takiej teorii historycznej – nadal usprawiedliwiam istnienie Państwa Izrael. Odpowiedziałem, że nawet dziecko zrodzone w wyniku gwałtu ma prawo do życia. Potem opisały to palestyńskie gazety i zrobiło się sporo szumu. Ale ja to podtrzymuję. Uważam, że Izrael ma prawo do egzystencji na Bliskim Wschodzie. Ale nie z powodu bajek o powrocie do ziemi przodków, ale dlatego, że próba zniszczenia go doprowadziłaby do niewyobrażalnej tragedii.
Ale obecny kształt tego państwa panu nie odpowiada?
Nie. Mój sprzeciw wzbudza to, że Izrael oficjalnie nazywa się państwem żydowskim, a na naszej fladze jest gwiazda Dawida. Sprawia to, że ćwierć populacji kraju [tak zwani izraelscy Arabowie, nie mylić z Palestyńczykami mieszkającymi na terytoriach okupowanych – przyp. red.] traktowana jest jak obywatele drugiej kategorii. Izrael powinien porzucić swój żydowski charakter i stać się świeckim państwem Żydów i Arabów.
Czy to nie utopia? Wielu Izraelczyków uważa, że w sytuacji, gdy kraj znajduje się w morzu wrogich Arabów, oznaczałaby to samobójstwo.
Jest dokładnie odwrotnie! Izrael czeka katastrofa, jeżeli się nie zmieni. Prędzej czy później dojdzie tu do masowej rewolty. Nie wybuchnie ona w Autonomii Palestyńskiej, ale na północy Izraela, w Galilei, której większość mieszkańców stanowią Arabowie. Galilea będzie izraelskim Kosowem. Kosowo zaczęło separować się od Serbii, gdy kraj ten stał się państwem plemiennym, nacjonalistycznym. Choć zamieszkane przez Albańczyków, nie chciało przyłączyć się do biednej, zapóźnionej Albanii i zdecydowało się na samodzielność. To samo stanie się z Galileą. Izraelscy Arabowie nie będą chcieli wejść w skład zacofanej Autonomii Palestyńskiej, ale długo już w państwie żydowskim nie wytrzymają.
Żydzi i Arabowie mieliby stworzyć razem jedno państwo? Przecież nienawiść jest tak wielka...
I kto to mówi? Polak! A czy między wami a Niemcami nie było wielkiej nienawiści? I ten wasz konflikt nie trwał 60 lat, tylko 1000! A teraz jakoś jesteście świetnymi sąsiadami i znaleźliście się w jednej federacji! A Polacy doznali od Niemców tyle krzywd. Ja akurat jestem jednym z tych Żydów, którzy nie zapomnieli, że w Polsce podczas wojny nie zginęły tylko trzy miliony polskich Żydów, ale również trzy miliony Polaków. Pamięta pan film Claude’a Lanzmanna „Szoah”? Dzięwięciogodzinny dokument, większość nagrana w Polsce, i ani słowa o tym, że Polacy też ginęli w obozach.
Jaka przyszłość czeka Izrael?
Bardzo ponura. Obawiam się, że w dalekiej perspektywie nie ma żadnej szansy, żeby przetrwał na Bliskim Wschodzie jako państwo żydowskie. Należy zerwać z tym nonsensem i porozumieć się z Arabami. Przyjąć wreszcie do wiadomości rzecz oczywistą: że jesteśmy wielokulturowym, wieloetnicznym społeczeństwem, a nie żadnym plemiennym monolitem, który może się separować od Arabów. Proszę się przespacerować ulicami Tel Awiwu. Jaki pluralizm! Ile ludzkich typów! Żydzi europejscy, Żydzi bliskowschodni, Polacy, Rosjanie, Etiopczycy! I ci wszyscy ludzie uparcie powtarzają, że w ich żyłach płynie jedna krew.
Rzeczywiście trudno uwierzyć, żeby etiopscy Żydzi byli potomkami Żydów z Palestyny.
Trudno uwierzyć? Przecież to są Murzyni! Najgorsze jest w tym to, że ci dorośli ludzie całkowicie na poważnie, bez mrugnięcia okiem twierdzą, że są potomkami króla Salomona. Żydami, którzy zgubili się przed wiekami w Afryce, ale już całe szczęście się odnaleźli i wrócili do domu. Są momenty, w których wydaje mi się, że świat zwariował. Jedna z największych tragedii ludzkości polega na tym, że ludzie patrzą, ale nie widzą. Żyjemy w oparach ideologii, które lansują najbardziej karkołomne teorie, a my bezrefleksyjnie je przyjmujemy i uważamy za prawdę objawioną.
Pańska teoria również wzbudza wiele kontrowersji. Jest pan nawet oskarżany o antysemityzm.
Polityka Państwa Izrael przyczyniła się do znacznie większego wzrostu antysemityzmu niż moja książka. Gdy ktoś mówi coś niewygodnego, najłatwiej jest go oskarżyć o antysemityzm. Ja nie dam sobie zamknąć ust i dalej będę się starał obalić niebezpieczny mit, że Izraelczycy są wspólnotą etniczną. Doprowadza on bowiem do szaleństwa, jakim jest udawanie, że ćwierć populacji naszego kraju nie istnieje. Jak długo jeszcze można utrzymywać tę iluzję? Obiecałem sobie, że nie będę szedł na żadne kompromisy z ideologią, jak robi to wielu innych badaczy. Mówić półgębkiem czy posługiwać się aluzjami. Jestem na to za stary. Mówię prawdę, bo niedługo może już być za późno. Ten sam mit, na podstawie którego narodził się Izrael, może się okazać mitem, który go zniszczy.

listopada 26, 2009

Id al Adha 1430



Z okazji Świąt Ofiarowania - Id al Adha

życzymy siostrom i braciom w wierze

kullu 'am wa entum bikhair
[tzn. wszystkiego najlepszego]

listopada 25, 2009

mamy (ponad) roczek :)

Niepostrzeżenie - między plagami egipskimi i świńskimi oraz krótkimi spięciami na temat cenzury i kasowania niektórych komentarzy - minęła rocznica powstania naszego bloga. Ponad rok temu nieco poirytowana siostra Umm Latifa założyla go, aby dzielić się z Wami informacjami na temat islamu. Pierwszy post był wzruszający - o pielgrzymce staruszki.

W tym czasie zespół:
  • wychowywał 8 wiecznie chorych dzieci,
  • urodził dwoje nowych (zdrowych) dzieci (masha Allah), a kolejne jedno zaplanował na ten rok,
  • pracował pilnie na 3 pełnych etatach,
  • przygotował szereg opracowań i tłumaczeń,
  • opublikował 235 postów,
  • odpowiedział na wasze 51 pytań w osobnych postach,
  • a drugie tyle w komentarzach,
  • i nie rozstał się z małżonkami narzekającymi na brak zainteresowania.

To wszystko jest według nas sukcesem - mamy nadzieję, że dla Was również .

Za wspólny (ponad) rok dziękujemy
Zespół Muzułmanek
PS. Wg islamu nie obchodzi się uroczyście urodzin. Nie oznacza to jednak, że trzeba zapomnieć o upływie czasu
Dowiedz się więcej o:

kurs kuchni tureckiej

listopada 24, 2009

piszę pracę o muzułmankach

Witam,

nazywam się Olga Stefańska. Interesuję się islamem. Piszę teraz pracę magisterską na temat Polek, które nawróciły się na islam, w której mam zamiar pokazać kobiety takimi, jakimi są, bez stereotypów. Miałabym ogromną prośbę o pomoc w kontakcie z Polkami, które miałyby ochotę porozmawiać na temat swojej wiary i historii nawrócenia. Za wszelką pomoc byłabym ogromnie wdzięczna.

Z poważaniem,
Olga Stefańska

listopada 23, 2009

święty miesiąc

Dzięki łasce Allaha rozpoczynamy miesiąc zul-hidżdżah (miesiąc pielgrzymki hadżdż), w którym Allah wyznaczył dla pielgrzymujących i tych, którzy nie odprawiają pielgrzymki kilka błogosławionych dni.

Pierwsze 10 dni zul-hidżdżah są najlepszymi i najczystszymi dniami w roku. To dni, w których Allah najbardziej kocha dobre uczynki. Na ten temat Prorok (pokój i błogosławieństwo Allaha z nim) powiedział: „Najlepsze dni na świecie to te 10 dni.”

Imam Ibn al-Qajjim (zm. 751 H) powiedział: „Zaiste, te dni są najbardziej doskonale u Allaha. Potwierdza to hadis autentyczny ze zbioru Bukhariego (2/382): Ibn Abbas przekazał, ze Prorok (pokój i błogosławieństwo Allaha z nim) powiedział:
- Nie ma innych dni, w których Allah bardziej kochałby dobre uczynki, niż te 10 dni. - Ibn Abbas zapytał:
- Nawet dżihad na drodze Allaha? - Prorok odpowiedział:
- Nawet dżihad na drodze Allaha, z wyjątkiem osób, które biorą w nim udział osobiście ze swoim majątkiem, a wracają z niczym. I to jest tych 10 dni, na które przysiągł Allah w Jego Księdze, słowami: {Na jutrzenkę i na dziesięć nocy}.” [Koran 89:1-2]

Dlatego jest zalecane zintensyfikowanie takbir (powtarzanie Allahu akbar), tahlil (powtarzanie: La ilaha illallah) i tahmid (powtarzanie Alhamdulillah) w ciągu tych 10 dni”

Prorok (pokój i błogosławieństwo Allaha z nim) powiedział: „Nie ma dni wspanialszych u Allaha, i w których bardziej kocha dobre uczynki, niż te 10 dni. Wiec w tym czasie nasilcie tasbih (powtarzanie Subhan Allah), tahmid, tahlil i takbir".

listopada 21, 2009

kiedy podjąć decyzję o rozwodzie?


Salam aleikum! Jestem muzulmanka i zarazem mezatka. Bardzo prosze o rade poniewaz mam problem w moim malzenstwie. Chodzi o to, iz czuje, ze nie kocham mojego meza, czuje, ze nie chce z nim dalej byc, ale nie potrafie od niego odejsc. Jakas sila mnie trzyma,ale nie milosc! Chyba wlasnie ogarnia mnie strach przed podjeciem decyzji. Rozmawialam juz z mezem o tym, mowi, ze powinnam podjac samam decyzje i wiedziec czego chce, ale ja nie potrafie nic zrobic, stoje w miejscu nie chece tego malzenstwa, ale nadal w nim trwam. Boje sie, ze jak dluzej bede w tym tkwic, to popelnie powazny blad i grzech, zrobie cos haraam bo nie chce byc z mezem, a mimo nadal z nim jestem, obawiam sie o swoja religijnosc...
Mam nadzieje, ze siostry doradza mi tu co zrobic. Katarzyna.


Salam alejkum wa rahmatullahi wa barakatuh

Siostro - nikt, absolutnie nikt nie ma prawa podjąć decyzji za Ciebie. Jeżeli mieszkasz w kraju muzułmańskim, lub umma w której żyjesz jest wystarczająco rozbudowana, możesz zwrócić się o pomoc do sędziego lub imama, którego darzysz szacunkiem i zna waszą sytuację. W każdej sytuacji będzie to Twoja decyzja, bo jak rozumiemy, Twój mąż problemu nie uznaje za wystarczający do rozwodu. Nie możesz jednak swoją sytuacją usprawiedliwiać ewentualnych grzechów - proś Allaha o pomoc i siłę, aby przeciwstawić się pokusie, jakakolwiek by nie była.

Jeżeli nie masz tyle odpowiedzialności cywilnej i siły wewnętrznej, żeby wnieść o rozwód, to najprawdopodobniej jednak Twoje małżeństwo z jakichś względów jest dla Ciebie wygodne. Być może jest to podejście asekuracyjne - lepsze zło znane, niż zło nieznane.

Z punktu widzenia islamu rozpad rodziny jest najgorszym z dopuszczalnych rozwiązań. Jeżeli już nie kochasz swojego męża, jaką masz gwarancję, że Twoje uczucie do ewentualnego następnego męża nie zgaśnie? I co - kolejny rozwód? Może lepiej zapisać się na terapię małżeńską, odgrzebać to wszystko, co was łączyło wcześniej, postarać się odbudować uczucie lub utworzyć nową wieź? Nie musi to być szalona miłość z dreszczykiem emocji, charakterystyczna dla etapu zauroczenia, ale głęboka przyjaźń i ciepło łączące dwoje ludzi, będących ze sobą w imię Allaha i mających na celu osiągnięcie zbawienia.
Nie zapominaj też o istikharze - modlitwie o przewodnictwo. Dua w niej wypowiadane brzmią w przybliżeniu tak:

Boże, proszę Cię o przewodnictwo ze względu na Twoją Wiedzę i Twoją Moc, i proszę Cię o Twe wielkie Dobro. Ty jesteś Sprawcą, a ja nie. Ty posiadasz Wiedzę, a ja nie i Ty znasz to, co skryte, Boże! Skoro wiesz, że (to o co prosisz, pytasz) jest dla mnie dobre, ze względu na religię i życie doczesne i przyszłe, spraw aby tak się stało i ułatw mi to, i błogosław mnie tym. A skoro wiesz, że (to o co prosisz, pytasz) jest szkodliwe dla mnie ze względu na religię i życie doczesne i przyszłe, to odsuń to ode mnie, a mnie od tego odwiedź. Obdarz mnie tym, co jest najlepsze dla mnie, i spraw, abym był z tego zadowolony.

Cały zespół bloga życzy Ci podjęcia odpowiedniej decyzji.

Więcej:
- rozwód na życzenie żony
- opieka nad dziećmi
- fatwy dotyczące rozwodu
- modlitwa istikhara

listopada 19, 2009

dżinny, duchy i inne zmory

Świat niewidzialny i jego tajemnice zawsze intrygowały człowieka. Obecność świata podobnego do naszego fascynowała ludzi od dawien dawna. Świat ten bardzo często określa pojęcie ‘świat duchów’, i niemalże każda społeczność na ziemi ma o nim określoną koncepcję. Dla niektórych ludzi, duchy te są niczym innym niż duszami zmarłych lub – duchami. Dla innych, ‘duchy’ to siły dobra i zła, zwalczające się nawzajem o wpływy nad człowiekiem. Prawdziwe wyjaśnienie tajemnic tego świata leży w Islamie. Islam odpowiada na wiele tajemniczych zjawisk, z którymi ludzie stykali się przez wieki i których doświadczają obecnie.

Czym są dżinny?


Dżinny to stworzenia Allaha, posiadające wolną wolę, żyjące na ziemi, w świecie ‘podobnym’ do świata ‘ludzkiego’. Arabskie słowo dżinn, wywodzi się od słowa 'dżanna' które oznacza: skrywać, ukrywać. Zatem, zgodnie z tym co sugeruje ich nazwa są to stworzenia fizycznie niewidzialne – dla człowieka. Niewidzialność ta jest jednym z powodów, dla którego niektórzy ludzi zaprzeczają ich istnieniu. Aczkolwiek, wpływ świata dżinnów na nasz świat, wystarcza aby obalić ‘modernistyczne’ teorie przeczące istnieniu stworzeń Allaha, wymienionych zarówno w Koranie jak i Sunnie.


Dżiny zostały stworzone przed człowiekiem, z ognia (płomienia ognia i gazu) Allah mówi:


[Koran 15:26-27] Zaprawdę stworzyliśmy człowieka z zaschniętej gliny z czarnego gładkiego błota. I stworzyliśmy wcześniej Dżinny z bezdymnego płomienia ognia.


[Koran 38:76] Powiedział (Iblis), „Ja jestem lepszy od niego; Ty stworzyłeś mnie
z ognia, a jego stworzyłeś z gliny".


Dżinny tak jak ludzie muszą oddawać Allahowi cześć, i podążać ścieżką Islamu. Cel ich egzystencji jest taki sam jak cel egzystencji człowieka, albowiem Allah powiedział:

[Koran 51:56] "Stworzyłem dżinny i ludzi po to jedynie, by oddawali mi cześć."

Dżinny mogą być muzułmanami i nie-muzułmanami. Aczkolwiek, większość z nich to nie-muzułmanie. Wszystkie dżinny, które nie podążają za Islamem, to sprzymierzeńcy dżinna - Iblisa – Szatana. Niewierne dżinny nazywane są również szatanami (diabłami, Szaitaan). Dżinny podobne są do ludzi. Jedzą, piją, żenią się, mają potomstwo, umierają. Aczkolwiek życie ich dłuższe jest od życia człowieka, Podobnie jak ludzie zostaną poddani sądowi w dniu Zmartwychwstania przez Allaha. Towarzyszyć będą ludziom w Dniu Sądu i znajdą się albo w Raju lub w Piekle.


więcej o świecie niewidzialnym

listopada 18, 2009

dyskryminacja kobiet w Raju?

Karola: Tak się zastanawiam... Jak wiadomo, nagrodą dla pobożnych po śmierci ma być raj z 72 pieknymi dziewicami? Dobrze, a co z kobietami? Czy za dobre życie i pobożność ma być tylko jedną z kilkudziesięciu żon? Czy naprawdę tylko tyle daje Allah swoim wiernym wyznawczyniom? Wieczne dzielenie się meżem (jednym, oczywiscie) ze zgrają pięknych dziewic?


Przede wszystkim, 72 hurysy będą mogli otrzymać jedynie męczennicy, nie zaś każdy z wierzących. Po drugie, jest to "opcja" do wyboru - tak jak i w tym życiu; to, że będą mieli na to zezwolenie nie oznacza, że muszą z tego skorzystać. (fatwa)
Po trzecie, wierząca kobieta w Raju będzie miała znacznie wyższy status niż hurysy i nie będzie odczuwała zazdrości (co jest trudne do wyobrażenia w życiu obecnym), a jej życzenia spełnią się, będzie cieszyła się pełnią szczęścia, którego nic nie zakłóci.

Do Raju wierni nie trafią w takiej formie jak obecnie, z takimi samymi ciałami, uczuciami i odczuciami - wszystko będzie inne, nie do wyobrażenia na chwilę obecną, zatem nie można porównywać przyszłego życia do tego obecnego, w żaden sposób...

Prorok (pokój i błogosławieństwo Allaha z nim), powiedział: „Allah rzekł: przygotowaliśmy dla Naszych prawych sług to, czego żadne oko nigdy nie widziało, żadne ucho nigdy nie słyszało, ani żadne ludzkie serce nigdy sobie nie wyobrażało”.

W Raju wszyscy którzy tam trafią zaznają niewyobrażalnego szczęścia, bez względu na płeć. Akurat hurysy może lepiej przemawiają do wyobraźni mężczyzn, wzbudzając jednocześnie mieszane uczucia (w tym życiu) u kobiet, aczkolwiek z pewnością żadna z płci nie będzie czuła się poszkodowana czy mniej/bardziej uprzywilejowana, bo to już nie byłaby pełnia obiecanego szczęścia.

O Raju i tym jak go postrzegać można też poczytać we wcześniejszym opracowaniu

dodatkowa lektura:

listopada 16, 2009

Muzułmanka. Siła obrazu i groźba litości.

Jaki obraz muzułmanki – czy w ogóle mieszkanki regionu nazywanego Bliskim Wschodem – mamy w Europie i w Stanach Zjednoczonych? Nasz świat wypełniają obrazy skonstruowane z dość ograniczonego zestawu tropów i motywów. Oto uciskana muzułmanka. Oto muzułmanka o zasłoniętej twarzy. Oto muzułmanka pozbawiona swobód, którymi my możemy się cieszyć. Oto kobieta pozostająca pod władzą religii. Oto kobieta pozostająca pod władzą mężczyzny.

Wprawdzie taki wizerunek muzułmanki ma na Zachodzie długą tradycję, ale szczególnie widoczny i natarczywy stał się po 11 września 2001 r. W Stanach Zjednoczonych wiele kobiet organizowało się wokół sprawy Afganek uciskanych przez talibów – kobiety pokazywane w mediach zmuszane były do okrywania się od stóp do głów burką, nie mogły uczęszczać do szkół ani malować paznokci. Administracja Bushowska wykorzystała sytuację muzułmanek jako element moralnego uzasadnienia inwazji na Afganistan [1]. Sięgnięto po wizerunek uciskanej kobiety o zasłoniętej twarzy, aby wzbudzić poparcie dla interwencji zbrojnej. Amerykańskie działania w Afganistanie i Iraku nie tylko przyniosły tamtejszym kobietom niewysłowione cierpienia i przemoc, lecz także – jak sądzę – propagandowe wykorzystywanie figury muzułmanki wyrządza ogromną szkodę na Zachodzie, gdzie nie pozwala zauważyć złożoności i różnorodności stylów życia kobiet islamu jako istot ludzkich.

Jak pokazał Edward Said w sławnej książce Orientalizm [2], która stanowi krytyczne studium stosunków pomiędzy zachodnimi badaniami nad Bliskim Wschodem a światem muzułmańskim oraz projektów opanowania bądź kolonizacji tego regionu, jednym z wyróżników literackich i akademickich przedstawień muzułmańskiego „Wschodu” jest to, że prace późniejsze zyskują autorytet dzięki cytowaniu wcześniejszych. W ten sposób tworzy się nieskończony łańcuch odniesień, zupełnie nieadekwatny do dzisiejszej rzeczywistości muzułmańskiego Wschodu. Ja sama od lat kolekcjonuję obrazy, które jasno pokazują taki charakter wizerunku „muzułmanki”. Ikonami wręcz stały się te spośród nich, które nazywam „studiami biało-czarnymi”. Można do nich zaliczyć francuskie pocztówki kolonialne, które analizuje Malek Alloula [3], przedstawiające algierskie kobiety spowite w upiorną biel. Zdaniem Allouli, ten typ fotografii miał – przynajmniej w sensie symbolicznym – uprzystępnić algierskie kobiety francuskim żołnierzom, turystom i w ogóle Francuzom. W późnych latach 90. na okładki amerykańskich czasopism, nawet tych ambitniejszych, takich jak New York Times Magazine czy Chronicle of Higher Education, trafiają podobne zdjęcia przedstawiające kobiety o zasłoniętych twarzach ubrane w skromne, jasne bądź białe suknie. To mieszkanki Jordanii czy Egiptu, których życie i sytuacja różnią się radykalnie nie tylko od życia i sytuacji kobiet w kolonialnej Algierii, lecz także innych kobiet w ich własnych krajach. W książce Allouli można znaleźć także pocztówkowe wizerunki kobiet odzianych w dramatyczną czerń odsłaniającą jedynie oczy. I znów, od lat 90. do dzisiaj, niemal identyczne zdjęcia można zobaczyć na okładkach New York Times Magazine a nawet KLM Magazine, pomimo że artykuły, których te zdjęcia są ilustracjami, poświęcone są innym krajom: Arabii Saudyjskiej, Jordanii czy Jemenowi. Uderzająca zbieżność.

Cóż ma tu nas niepokoić? Moja kolekcja wprawia mnie w zakłopotanie, bo 25 lat pracy badawczej na Bliskim Wschodzie, a szczególnie w Egipcie, nauczyło mnie, że wizerunki te w żaden sposób nie oddają różnorodności stylów kobiecego stroju ani – tym bardziej – nie dają wyobrażenia o sensie tych różnic. W swoich albumach rodzinnych mam zdjęcia palestyńskiej babki i ciotki w jednym ze wspomnianych krajów – Jordanii. Ciotka jest ubrana w bluzkę i spodnie i nie zasłania długich włosów. Nawet babka nosi tylko prosty biały szal luźno upięty na włosach. Jest tam też stare zdjęcie mojej babki, ciotki i dwóch wujów zrobione gdzieś w latach 50. – mężczyźni są w garniturach, a starannie uczesane kobiety w gustownych sukienkach.

Nawet jeśli przyjrzeć się najświeższym wiadomościom z tych krajów, np. z Jordanii, można natknąć się na zdjęcia żeńskiej reprezentacji koszykarskiej w szortach bądź królowej jedzącej obiad w kosmopolitycznym – europejskim i jordańskim – gronie kobiecym, w którym stroje pań się nie różnią. Dlaczego takie zdjęcia nie trafiają na okładki New York Times Magazine?
Może również dziwić, że wizerunki kobiet o zasłoniętych twarzach symbolizują kraje, którym poświęcone są artykuły. Tematem żadnego z tekstów zapowiadanych np. na okładkach New York Times Magazine nie były muzułmanki ani nawet Jordanki czy Egipcjanki. To tak, jak gdyby gazety i czasopisma w Syrii czy Malezji na każdej okładce zapowiadającej artykuł poświęcony Stanom Zjednoczonym czy jakiemuś krajowi europejskiemu umieszczały kobiety w bikini lub Madonnę.

Burka czy kostium od Chanel?

Ten wszechobecny glajchszachtujący wizerunek kobiety z zasłoniętą twarzą rodzi wiele problemów. Po pierwsze, utrudnia takie myślenie o świecie muzułmańskim, z którego wyłączona byłaby kwestia kobieca, tworząca na pozór nieprzekraczalną przepaść pomiędzy „nami” i „nimi”, wynikającą z traktowania kobiet czy ich pozycji. Tym samym uniemożliwia nam myślenie o powiązaniach pomiędzy różnymi częściami świata i wspiera koncepcję podziału cywilizacyjnego. Po drugie, utrudnia przyznanie, że kobiety w świecie muzułmańskim czy na terenie Bliskiego Wschodu prowadzą rozmaite style życia – w zależności od czasu i miejsca, przynależności klasowej czy zwyczajów regionalnych. Po trzecie, utrudnia nam nawet samo uznanie, że zasłanianie twarzy to złożona praktyka.

Zatrzymajmy się na chwilę nad trzecim punktem. Jest rzeczą powszechnie znaną, że najbardziej widomym znakiem ucisku kobiet przez talibów-terrorystów był obowiązek noszenia burki. Czasem liberałowie są zaskoczeni, że Afganistan od talibów uwolniono, a kobiety zrzucać burek nie zamierzają. Ktoś, kto tak jak ja pracował w regionach muzułmańskich, może zapytać: skąd to zaskoczenie? Czyżbyśmy oczekiwali, że Afganki „wolne” od talibów „na powrót” włożą niebieskie dżinsy i krótkie topy bądź odkurzą kostiumy od Chanel?

Przypomnijmy podstawowe fakty o zasłanianiu twarzy. Po pierwsze, burka w Afganistanie nie stanowiła wynalazku talibów. Była to lokalna forma zasłony, którą Pasztunki w jednym z regionów zakładały, wychodząc z domu. Pasztunowie są jedną z wielu grup etnicznych zamieszkujących Afganistan, a burka to jedna z wielu form zasłaniania twarzy na subkontynencie i w Azji Południowo-Zachodniej, która symbolizowała kobiecą skromność i godność. Burka, podobnie jak inne rodzaje zasłony w rozmaitych miejscach, oznaczała symboliczne oddzielenie sfer męskiej i kobiecej, kojarzyła kobiety z domem i rodziną, a nie z przestrzenią publiczną, w której spotyka się obcych.

Przenośne odosobnienie

Dwadzieścia kilka lat temu antropolożka Hanna Papanek pracująca w Pakistanie określiła burkę jako portable seclusion (przenośne odosobnienie) [4]. Zauważyła, że burkę uważa się za wynalazek zwiększający swobodę kobiet, ponieważ umożliwia im przekroczenie podziału między sferą męską i kobiecą, a zarazem pozwala sprostać podstawowym zasadom moralnym wymagającym oddzielania i ochrony kobiet przed mężczyznami niebędącymi członkami rodziny. Odkąd natknęłam się na termin Papanek, nie myślę o burkach inaczej, jak tylko o „ruchomych domach”. Wszędzie zasłona oznacza przynależność do konkretnej społeczności i uczestnictwo w takim moralnym sposobie życia, w jakim rodzina stanowi nadrzędny element organizacji wspólnoty, a dom kojarzy się ze świętością kobiet.

Oczywiste pytanie w tym kontekście brzmi następująco: dlaczego kobiety miałyby nagle stać się nieskromne? Dlaczego miałyby nagle odrzucić oznaki godności – burki czy inne formy zasłony – które, sygnalizując w sposób symboliczny, że kobieta ciągle znajduje się w nietykalnej przestrzeni swego domu, chronią ją przed obcymi mężczyznami w przestrzeni publicznej? Zwłaszcza, że mowa o tak przyjętych strojach, iż większość kobiet nad ich znaczeniem zbytnio się nie zastanawia?

Sięgnijmy po pewną – choć niedoskonałą – analogię: dlaczego zaskakują nas Afganki, które nie chcą rozstać się z burką, podczas gdy sami nie poszlibyśmy w szortach do opery? Ze względu na przekonania religijne czy standardy wspólnotowe niektóre tradycje – muzułmańska, żydowska i do niedawna katolicka – wymagają, by kobiety zasłaniały włosy. Ludzie ubierają się w sposób przyjęty w społeczności, w której żyją, przestrzegają obowiązujących standardów, szanują przekonania religijne i ideały moralne – chyba że gwałcą je z premedytacją bądź nie mogą pozwolić sobie na odpowiedni strój. Jeżeli nam się wydaje że Amerykanki, nawet niereligijne, swobodnie wybierają swoje ubiory, to przypomnijmy tylko wyrażenie „tyrania mody”.

W Afganistanie pod rządami talibów pewien regionalny styl zasłaniania twarzy – typowy dla jednej tylko, szanowanej, acz nieelitarnej klasy – narzucono wszystkim jako stosowny„religijnie”. Istniało wszak wiele tradycyjnych, ludowych, charakterystycznych dla różnych klas i grup rodzajów stosownego stroju kobiecego, a w czasach nowszych – sposobów zaznaczania ubiorem pobożności. Chociaż nie jestem specjalistką w kwestiach dotyczących Afganistanu, jestem przekonana, że większość kobiet, które żyły w tym kraju pod rządami talibów, to osoby wywodzące się ze środowisk wiejskich, słabo wykształcone i pochodzące z rodzin nienależących do elit. Tylko tacy ludzie nie byli w stanie wyemigrować, aby uniknąć gwałtu i przemocy, które naznaczyły najnowszą historię Afganistanu. Większość z tych kobiet, uwolniona od przymusowego wkładania burek, sięgnęłaby po jakiś inny rodzaj zasłony, podobnie jak czynią to wszystkie kobiety żyjące w okolicy, które nie doświadczyły rządów talibów – mieszkanki wsi na północy Indii (gdzie kobiety zakrywają głowy i zasłaniają twarze przed powinowatymi) bądź muzułmanki w Pakistanie. Niektóre z nich noszą cienkie szale, a inne – nowe rodzaje skromnych strojów islamskich.

Podkreślmy kluczowy argument w kwestii zasłaniania twarzy. Nie tylko istnieje wiele rodzajów zasłony, którym w rozmaitych społecznościach nadaje się różnorodne znaczenia, lecz także samej praktyki zasłaniania twarzy nie należy mylić – ani tym bardziej utożsamiać – z brakiem podmiotowości. Jak wykazałam w Veiled Sentiments – rozprawie etnograficznej poświęconej społeczności Beduinów w Egipcie, badanej w latach 70. i 80. – kobieta, która w obecności starszych szanowanych mężczyzn zasłania twarz czarną chustą, czyni to dobrowolnie, aby dać wyraz swojej moralności i poczuciu godności. Zasłanianie twarzy w określonych sytuacjach to sposób okazania poczucia własnej wartości i pozycji społecznej. Kobiety same decydują, przed kim zasłonić twarz. Nie zasłaniają jej przed młodymi mężczyznami, przed obcymi ani nawet przed Egipcjanami niebędącymi Beduinami – czyli przed tymi, których nie darzą specjalnym szacunkiem ani, jak w dwóch ostatnich przypadkach, nie uważają za członków swojej wspólnoty moralnej.

Sięgnijmy po inny przykład: skromny strój islamski nowego typu, który pod koniec lat 70. założyło wiele wykształconych muzułmanek, to oznaka zarówno pobożności i pewnego miejskiego wyrafinowania – nowoczesności. Na Zachodzie ignoruje się fakt, że wiele kobiet, które przyjęły nowy rodzaj zasłony, to studentki – szczególnie kierunków medycznych i politechnicznych. Pamiętam dziewczynę z wiejskiej, lecz elitarnej rodziny beduińskiej, z którą mieszkałam w latach 80. Dziewczyna ta, zdobywszy wyższe wykształcenie, wręcz desperacko chciała nosić nową formę zasłony. Pragnęła poślubić wykształconego mężczyznę, aby dawać wyraz swojej wiedzy i hołdowaniu nowoczesnym wartościom. Była zachwycona, gdy ojciec zaaranżował małżeństwo z inżynierem, które umożliwiło jej przeprowadzkę do prowincjonalnego miasta Marsa Matruh. Gdy spotkałam ją następnym razem, miała na sobie nową formę hidżabu zamiast tradycyjnej chusty, typowej dla mężatek w społeczności beduińskiej.

Antropolożka Saba Mahmood w pracy dotyczącej ruchu kobiecego rozwijającego się w Egipcie wokół meczetów – gdzie od lat 70. kobiety poznawały swoją religię, uczęszczały na wykłady w meczetach (często prowadzone przez kobiety), aby pokazać, że tam też jest ich miejsce – wykazała, że dla wielu z nich nowy typ ubioru był środkiem kultywowania cnoty w wymiarze cielesnym [5]. Mówiły o tym jako o wyborze wynikającym z pragnienia – a w zasadzie walki – by zbliżyć się do Boga.

Dalej omówię książkę Mahmood Politics of Piety, aby pełniej pokazać, jak rozmaicie można postrzegać wolność i przymus. Tu jednak tylko zaznaczę, że autorka odrzuca funkcjonalistyczne wyjaśnienia przemiany polegającej na tym, że w latach 80. kobiety w całym świecie muzułmańskim przyjęły nowy skromny strój islamski – zasłoniły włosy i włożyły długie suknie – podczas gdy od lat 30. wstępowały do organizacji feministycznych i nosiły stroje zachodnie. Istnieją bowiem takie funkcjonalistyczne wyjaśnienia: miałby to być wyraz protestu przeciwko Zachodowi oraz poszukiwania autentycznej kultury, próba cofnięcia się w czasie i ucieczki przed wdzierającą się nowoczesnością lub sposób na to, aby kobieta, nie będąc niepokojona przez mężczyzn, mogła spokojnie wkroczyć w przestrzeń publiczną – podjąć pracę w urzędzie czy poruszać się środkami komunikacji miejskiej. Mahmood uważa natomiast, że należy przyjrzeć się stanowisku samych kobiet – te zaś twierdziły, że robią to, aby zbliżyć się do Boga i być dobrymi muzułmankami. A środkiem do tego jest zasłanianie twarzy i poznawanie religii – by wiedzieć, jak dobrze się modlić i dobrze żyć.

Ten bardzo krótki rzut oka na kilka spośród wielu sensów, które można nadać muzułmańskiej zasłonie, ukazuje dwie kwestie. Po pierwsze, trzeba się przeciwstawić sprowadzaniu zasłony do podstawowej oznaki zniewolenia kobiety. Czymże jest bowiem wolność, skoro, jak wiadomo, ludzie to istoty społeczne, zawsze wychowane w jakimś kontekście społecznym i historycznym, zawsze będące członkami konkretnych społeczności, które kształtują ich pragnienia i sposób rozumienia świata? Czyż, potępiając burkę jako wyraz średniowiecznego i patriarchalnego przymusu, nie dopuszczamy się brutalnego pogwałcenia prawa kobiet do świadomego wyboru tego, co robią? Po drugie, nie można sprowadzać wielości sytuacji, w których żyją muzułmanki, i różnorodności ich postaw do jednej sztuki odzieży. Chyba nadszedł już czas, by Zachód wyleczył się ze swojej biało-czarnej obsesji na punkcie zasłony i skupił na rzeczywiście poważnych kwestiach, którymi feministki i wszyscy inni interesujący się losem kobiet naprawdę powinni się zająć.

Strzeż się litości!

Wykazałam, że siła wizerunków kobiet o zasłoniętych twarzach polega na tym, iż utrudnia zrozumienie złożoności stylów życia muzułmanek czy w ogóle mieszkanek Bliskiego Wschodu. Drugą część tego eseju zatytułowałam „Strzeż się litości!”. Cóż litość ma tu do rzeczy? Jedną z najbardziej niebezpiecznych funkcji tych wizerunków jest to, że rodzą wyobrażenie, jakoby kobiety te czekały na wybawienie – które mamy przynieść im my, bądź nasze rządy.
Po raz pierwszy pomyślałam w ten sposób, gdy wiele lat temu natknęłam się na sprawozdanie z prezbiteriańskiej kobiecej konferencji misyjnej zorganizowanej w Kairze w 1906 r. Był to zbiór tekstów poświęconych trudnemu położeniu mahometanki (jak ją wówczas nazywano) w krajach od Egiptu po Indonezję. Szczegółowo opisywano jej małżeństwo bez miłości, ignorancję, podporządkowanie regułom poligamii, odosobnienie, a także zasłonę jako symboliczny dowód jej niskiego statusu. We wprowadzeniu do tej książki [6] redaktorka Annie Van Sommer, wypowiadająca się w imieniu swoich koleżanek-misjonarek (i, rzecz jasna, apelując o wsparcie finansowe dla ich dobrych uczynków), wyjaśnia: „Ta książka, w której opowiada się smutną i powtarzającą się historię zła i ucisku, to oskarżenie i apel (...) Apel do chrześcijanek o naprawę tego zła i rozświetlenie mroków przez poświęcenie i służbę”. Dalej pisze: „Niektóre z nas zdają sobie sprawę, jak wiele miłości i litości od kobiet z ziem chrześcijańskich potrzeba, aby szukać i zbawić [7] kobiety Islamu – cierpiące, potrzebujące i pogrążone w grzechu. Nie zdajemy sobie sprawy z ogromu tej potrzeby, dopóki ktoś nam o tym nie opowie; nie odnajdziemy ich, dopóki nie usłyszymy ich krzyku”. Chrześcijanki na Zachodzie były zatem przekonane, że wypowiadają to, czego muzułmanki nie są w stanie wyrazić bądź pozwalają usłyszeć zdławione głosy „innych” – w służbie zbawienia chrześcijańskiego. A działo się to w czasach wiktoriańskich, gdy kobiety nie miały prawa głosu, w przestrzeni publicznej zjawiały się niezwykle rzadko, a w domu miały być aniołami. Misjonarki były zazwyczaj odważne i niezależne, choć często wyjeżdżały w charakterze żon.

Zasmucający jest fakt, że echo tej retoryki pobrzmiewa we współczesnych liberalno-feministycznych rozważaniach dotyczących kobiet na całym świecie. Dość wspomnieć amerykańską organizację Feminist Majority z jej kampanią na rzecz afgańskich kobiet lub szerszy dyskurs dotyczący praw człowieka w stosunku do kobiet. Podobnie jak wspomniane misjonarki, liberalne feministki odczuwają dojmującą potrzebę wypowiadania się w imieniu Afganek czy innych muzułmanek w języku praw kobiet czy praw człowieka. Uważają się za oświeconą grupę, która ma wizję i wolność, wszędzie na świecie może pomóc cierpiącym kobietom w uzyskaniu należnych praw i wyrwać je z rąk mężczyzn bądź uwolnić od ucisku tradycji religijnej.

Taka konstrukcja – kobieta jako byt potrzebujący litości i czekający na wybawienie – implikuje nie tylko to, że chce się ją wybawić od czegoś, lecz także, że ma to być wybawienie dla czegoś, dla innego świata i systemu. Ile przemocy może wymagać takie przeobrażenie? Na podstawie jakich przesłanek sądzimy, iż to, dla czego chcemy je wybawić, w jakikolwiek sposób przewyższa to, w czym żyją? Wszelkie projekty wybawiania innych kobiet opierają się na zachodnim poczuciu wyższości – i jednocześnie je potęgują. To wszystko pachnie protekcjonalną arogancją, która we mnie – jako antropolożce wrażliwej na odmienne style życia – budzi niesmak. Dużo czasu spędziłam wśród rozmaitych grup muzułmanek i mam jakieś pojęcie o tym, jak one same siebie postrzegają i jak się cenią. Wiem też, że je podziwiam i kocham jako dzielne i bogate duchowo kobiety.

Należy zdać sobie sprawę, iż na tym świecie różne drogi prowadzą ku zmianie społecznej i nabrać do nich szacunku.

Czyż nie może być wyzwolenia w ramach islamu? Ideę tę zgłębiało wiele kobiet, wystarczy wspomnieć islamskie feministki w Iranie. A poza tym – czy faktycznie wyzwolenie albo wolność to cele, do których dążą wszyscy ludzie, w tym wszystkie kobiety? Czy naprawdę emancypacja, równość i prawa należą do języka uniwersalnego? A może rozmaite grupy ludzi cenią wyżej inne pragnienia – np. życie w gronie bliskiej rodziny, w pobożności, bądź po prostu bez wojen i przemocy?

Można bowiem przyjąć rozmaite perspektywy, z których część podważa przekonanie o wyższości Zachodu. Dla przykładu, pewien cieszący się nie najlepszą sławą islamista rzucał w twarz Stanom Zjednoczonym następujące oskarżenie: „Jesteście narodem, który wykorzystuje kobiety jako towary konsumpcyjne lub narzędzia reklamy, nawołujące klientów do zakupu. Używacie tej płci do obsługi pasażerów, gości i obcych, po to, aby zwiększać swoje zyski. A potem rozprawiacie, jak drogie jest waszym sercom wyzwolenie kobiet (...). Jesteście narodem, który praktykuje handel seksem we wszystkich jego – bezpośrednich i pośrednich – formach. Na nim opiera się potęga wielkich korporacji i całego establishmentu – a nosi to nazwę sztuki, rozrywki, turystyki, wolności bądź jakiekolwiek inne oszukańcze miano, które jesteście w stanie mu przypisać [8]. Bardziej umiarkowani apologeci muzułmańscy również bronią islamu przed padającym z Zachodu oskarżeniem o seksizm. W nowych studiach nad islamem [9] znalazł się rozdział zatytułowany „Islam jest seksistowski”, gdzie w 28 punktach zarzut ten obalono, wyjaśniając wersety koraniczne i opisując stanowisko proroka Mahometa w rozmaitych kwestiach dotyczących statusu kobiety. Autor zwraca też uwagę na to, jak późno w niektórych państwach europejskich kobiety uzyskały prawo głosu (np. Szwajcaria – 1971 r.) i na to, ile kobiet sprawowało najwyższe urzędy w państwach islamskich, zajmując fotel prezydenta bądź premiera (5 kobiet w Pakistanie, Bangladeszu, Turcji i Indonezji), podczas gdy dotychczas żadna kobieta nie została prezydentem Stanów Zjednoczonych.

Czy to, co obrońcy islamu określają jako seksualną eksploatację kobiet bądź brak dostępu do władzy państwowej, jest powodem do litości nad Amerykankami czy Europejkami? Dla nas brzmi to absurdalnie. Potrafimy odpierać te zarzuty na milion sposobów. Jeśli nawet krytycznie odnosimy się do traktowania kobiet w Europie czy w USA, jeśli nawet mówimy o zjawisku szklanego sufitu, które uniemożliwia specjalistkom osiągnięcie najwyższych stanowisk (te bowiem zarezerwowane są dla mężczyzn), jeśli dostrzegamy, że w tym systemie ogromna liczba gospodarstw domowych, w których funkcję głowy rodziny pełni kobieta, sytuuje się poniżej granicy ubóstwa i jeśli nawet zwracamy uwagę na ogromną liczbę gwałtów, przypadków molestowania seksualnego czy wykorzystywania kobiet w reklamach – w żadnym razie nie uważamy tych zjawisk za odbicie opresywnego charakteru naszej kultury, ani za powód do potępienia chrześcijaństwa jako panującej tradycji religijnej. Wiemy, że przyczyny tego stanu rzeczy są złożone, a niektórzy z nas angażują się, by go zmienić.

Podobnie, powinniśmy przyjąć, że wiele kobiet w świecie muzułmańskim może uważać zarzut ucisku za absurdalny bądź irytujący. Wśród nich znalazłyby się „zwykłe” muzułmanki, jak te, z którymi miałam okazję mieszkać na wsi, oraz feministki czy inne reformatorki, które od końca XIX w. dostrzegały problem pozycji kobiet w swoich społeczeństwach. Trzeba być ostrożnym, aby nie popaść w perspektywę dwubiegunową, która umieszcza feminizm wyłącznie po stronie Zachodu. W Trzecim Świecie, w tym w wielu częściach świata muzułmańskiego, jest bowiem dużo feministek.

Niektóre określają się jako feministki islamskie, inne zaś nie. Wszystkie jednak stają przed trudnym dylematem, gdy zachodnie feministki inicjują kampanie, za których sprawą stają się one bezbronne wobec oskarżeń o zdradę, padających ze strony miejscowych konserwatystów – islamistów czy nacjonalistów. Bliskowschodnie badaczki, takie jak pochodząca z Iranu Afsana Nadżmabadi, twierdzą obecnie, że szkodliwe jest nie tylko uproszczone pojmowanie historii w kategoriach rzekomej opozycji pomiędzy Zachodem a światem Islamu, ale że równie groźne strategicznie jest zakładanie opozycji kulturowej pomiędzy fundamentalizmem muzułmańskim a zachodnim feminizmem. Ogromna liczba ludzi, którzy w krajach muzułmańskich poszukują alternatywy dla istniejących niesprawiedliwości, którzy mogliby porzucić podziały i czerpać z doświadczeń innej historii czy kultury, którzy nie godzą się na utożsamianie pojęcia „feministka” z pojęciem „kobieta Zachodu”, staje przed alternatywą: „jesteś z nami czy przeciw nam?”. W ten sposób wszyscy jesteśmy zastraszeni.

Tradycja a wolny wybór

Warto podkreślić coś jeszcze: rzecz nie tylko w tym, że muzułmanki włącza się w projekty na rzecz praw kobiet na naszych warunkach, lecz również w tym, że wiele kobiet w innych częściach świata niekoniecznie odczuwa niedostatek praw. Nie mam tu na myśli jakiegoś samooszukiwania się czy fałszywej świadomości – czyli sytuacji, w której kobiety po prostu nie zdają sobie sprawy, że są przedmiotem ucisku. Sądzę jednak, iż trzeba przyjąć, a może nawet docenić różnorodność warunków, w których ludzie przeżywają swoje życie. W książce Writing Women's Worlds, eksperymentalnej „feministycznej” rozprawie etnograficznej poświęconej Beduinkom z plemienia Aulad Ali w Egipcie, chciałam opowiedzieć historie kobiet posługując się kategoriami stosowanymi przez nie same. Starałam się także wychwycić kryteria, którymi się posługują, oceniając innych i wyrażając roszczenia.

Historie małżeńskie stanowią doskonały dowód na nieadekwatność opozycji pomiędzy wyborem a przymusem, która kształtuje nasze pojmowanie różnic pomiędzy kobietami Zachodu a muzułmankami, i na konieczność uznania, że istnieją „prawa” o rozmaitej konstrukcji. Znane mi dziewczęta ze społeczności beduińskiej potrafiły sprzeciwić się konkretnemu zaaranżowanemu dla nich małżeństwu, ale nigdy nie budziła ich wątpliwości podstawowa zasada, zgodnie z którą aranżowanie małżeństwa należy do zadań rodziny. Śpiewały piosenki o młodych mężczyznach, których pragnęłyby poślubić: z którymi nie łączyłyby ich więzi pokrewieństwa, którzy mieliby wykształcenie czy też jeździli samochodami bądź ciężarówkami konkretnej marki. Jednak to rodzina miała wybrać stosownego kandydata. One zaś, gdy ten im nie odpowiadał, stwarzały trudności, często uniemożliwiające faktyczne zawarcie zaaranżowanego małżeństwa. Tymczasem nawet beduińska liryka miłosna – temat mojej pierwszej książki Veiled Sentiments [11] – wyraża wprawdzie uczuciowe rozterki i tęsknoty, lecz nie stanowi żadnego buntu. W pełni mieści się w ramach systemu norm, w którym małżeństwa się aranżuje, zachowująca się z godnością kobieta nie powinna okazywać żadnego zainteresowania mężczyznami, a małżonkowie nawet po ślubie nie okazują uczuć publicznie. Od wielu dziewcząt i matek słyszałam, z jakim ryzykiem wiąże się małżeństwo z miłości i wszystkie one ceniły sobie rolę odgrywaną w tej sferze przez rodzinę, ta bowiem zapewnia kobiecie pomoc i ochronę.

Co ciekawsze, kobiety w małżeństwie, gdy mąż je źle traktował, często dochodziły swoich „praw” – częściowo opartych na pewnej interpretacji prawa islamskiego i zwyczajowego, ale głównie wypływających z dojmującego poczucia sprawiedliwości, które wykształciły poprzez obserwację praktyki swojej społeczności, oraz z głęboko osadzonego przekonania o własnej wartości i doniosłości swoich obowiązków.

Jeszcze lepszym przykładem problemów wynikających z naszego przekonania, że doskonale wiemy, czego pragną kobiety, jest kwestia poligynii w tej społeczności. W książce Writing Women's Worlds cały rozdział poświęcam zmiennym stosunkom, poczuciu solidarności, smutkom i złościom w pewnym poligamicznym małżeństwie, z którym byłam bardzo zaprzyjaźniona. Problemem dla dwóch pierwszych żon w tym stadle nie był wcale fakt, że mąż poślubił trzecią. Praktyka ta bowiem znajduje ugruntowanie w prawie islamskim i jest realizowana z rozmaitych powodów: np. dążenia do posiadania dzieci bądź zapewnienia bezpieczeństwa kobietom pozostającym bez środków do życia. Znaczenie miało tu co innego: typy osobowości, konkretne historie, zachowania i uczucia między członkami tego małżeństwa. Charakter wyrzutów i pretensji jednej z żon, która opowiedziała mi długą historię o tym, jak po trzecim ślubie męża znalazła się w wybitnie niekomfortowej sytuacji, znacznie odbiegał od tego, czego mogłam oczekiwać. Pod koniec opowieści na moje współczujące pytanie, czy była zazdrosna, odpowiedziała wprost: „Nie, nie byłam zazdrosna, tylko zła o to, że zostałyśmy potraktowane nieuczciwie. Czyż nie jesteśmy wszystkie takie same?”. Trudno takie stanowisko nazwać liberalnym argumentem na rzecz praw człowieka dotyczących kobiet czy też przeciwko opresywnemu charakterowi wielożeństwa. Argument ten zasadza się bowiem na przekonaniu, że zgodnie z Koranem i beduińskimi ideałami żony mają prawo do tego, by mąż traktował je w sposób absolutnie równy.

Po co snuję te opowieści o poszczególnych mieszkankach Bliskiego Wschodu czy feministkach w świecie muzułmańskim? Amerykańska intelektualistka przyjmująca punkt widzenia feminizmu liberalnego, Susan Moller Okin, w znanym eseju [12] sformułowała stanowisko, które wywołało falę krytyki. Odważnie napisała, że kobiety z „patriarchalnych” kultur mniejszościowych (tekst był poświęcony zasadniczo mniejszościom kulturowym w USA, lecz odnosił się do kultur „patriarchalnych” na całym świecie) „miałyby się znacznie lepiej, gdyby kultura, w której się urodziły, albo wymarła (a jej członkowie zintegrowali się z otaczającą ich mniej seksistowską kulturą), albo – co lepsze – gdyby udało się skłonić ją do przemian zwiększających równość kobiet”.

Powiedzieć, że czyjaś kultura powinna wymrzeć – mocna to teza. Przypomina stanowisko prezbiteriańskich misjonarek, tak bardzo przekonanych, że kobiety na całym świecie winny kroczyć jedynie słuszną chrześcijańską drogą. Tymczasem powinniśmy mieć więcej szacunku dla innych. Trzeba przyjąć, że ludzie niekoniecznie muszą mieć ochotę zrywać ze swoją kulturą i światem społecznym – większość bowiem ceni sobie swój sposób życia i nie lubi słuchać, że powinna porzucić swoje przekonania religijne. Raz jeszcze zajrzyjmy do pracy Saby Mahmood poświęconej młodym Egipcjankom lat 80. i 90., których decyzja o założeniu zasłony wypływała z chęci życia życiem dobrej muzułmanki. Mahmood odrzuca idee filozofów liberalnych, uparcie wynoszących na piedestał wybór indywidualny. Opisuje dążenie tych kobiet do tego, by kierować się w życiu społecznie obowiązującymi zwyczajami religijnymi, które są traktowane „jako możliwości, rusztowanie, przy pomocy którego można realizować siebie”, a nie oznaki podporządkowania jednostki. Twierdzi, że pragnienie przyjęcia ideałów z zewnątrz (ze świata islamskich praktyk religijnych, tekstów i przepisów prawnych) zadaje kłam stanowisku oddzielającemu jednostkę od społeczeństwa, na którym to oddzieleniu zasadza się cała liberalna myśl polityczna. Zdaniem Mahmood, należy zakwestionować (nowoczesne amerykańskie) rozróżnienie pomiędzy „prawdziwymi pragnieniami podmiotu a obowiązującymi konwencjami społecznymi”, stanowiące podłoże większości teorii liberalnych. Jak już wspomniałam, opisuje ona kobiety, które chcą się modlić i być „blisko Boga”, a zasłona i skromność stanowią dla nich elementy przemyślanego projektu moralnego kształtowania siebie. Czyż można powiedzieć, że to nieprawda?

Wszelkie nasze wybory są kształtowane przez dyskursy, położenie społeczne, konfiguracje geopolityczne i nierówność sił w historycznie i lokalnie swoistych przestrzeniach. Ci, dla których wartości religijne są czymś ważnym, traktują je jak ideał, do którego należy dążyć, a nie jak przymus.

Do koncepcji Saby Mahmood dotyczącej kobiet w świecie muzułmańskim i naszego do nich stosunku warto dodać coś jeszcze. W żadnym wypadku nie można powiedzieć, że kobiety te są od nas całkowicie odmienne, absolutnie z nami niezwiązane, że żyją w jakimś innym świecie i we własnej rzeczywistości.

Wprawdzie żyją we własnych realiach, ale tak czy inaczej są ukształtowane poprzez układ wzajemnych powiązań między różnymi częściami świata, które dziś popularny dyskurs cywilizacyjny określa jako Zachód i nie-Zachód, świat judeochrześcijański i muzułmański. Wiele dzisiejszych różnic to wytwory nie odmiennych, lecz splecionych ze sobą historii, interakcji w epoce wypraw krzyżowych, kolonializmu czy globalnej hegemonii Stanów Zjednoczonych.

Można pragnąć dla kobiet sprawiedliwości, ale czy jesteśmy w stanie zaakceptować to, że mogą istnieć rozmaite idee sprawiedliwości, a różne kobiety mogą wybrać przyszłość inną niż ta, którą my uważamy za najlepszą? I że wybory, przed którymi stoją, to wynik sytuacji, w których znalazły się przy naszym przemożnym udziale? Mój wniosek jest taki, że jeżeli interesuje nas sytuacja kobiet, które nie należą do białej zachodniej klasy średniej, nie powinniśmy się zajmować kwestią zasłon ani wołać o wybawienie, lecz zająć się tym, co robić, by świat stał się bardziej sprawiedliwy. Mój postulat poszanowania różnicy nie jest tym samym, co stanowisko relatywizmu kulturowego – zgodnie z którym wszystko, co się dzieje bądź stanowi element jakiejś kultury, należy zostawić w spokoju – bo nie uwalnia nas, ludzi żyjących w uprzywilejowanej i panującej części świata, od pytania o naszą odpowiedzialność za sytuację, w której znaleźli się inni i za stojące przed nimi wybory.

Islamskie ruchy fundamentalistyczne wyrosły przecież w świecie ukształtowanym przez ingerencje mocarstw zachodnich w życie mieszkańców Bliskiego Wschodu. Pewne najbardziej konserwatywne i opresywne wobec kobiet ruchy rozwinęły się na skutek interwencji Zachodu – np. CIA wpompowała 3 miliardy dolarów w radykalne ruchy w Afganistanie, mające obalić marksistowski rząd. Ten zaś przeprowadzał intensywną modernizację, której element stanowiła edukacja kobiet na skalę masową.

Sądzę, że jeśli chcemy zajmować się kobietami – w tym muzułmankami – chyba powinniśmy zacząć pracę od siebie i sprawić, by polityka amerykańska i europejska stała się bardziej ludzka. Jeżeli zaś chcemy angażować się w odległych krajach, to tylko w takim duchu, aby wspierać tych, którzy działając w ramach swoich społeczności, za cel stawiają sobie poprawę warunków życia kobiet (i mężczyzn). Cokolwiek robimy, nasz punkt wyjścia powinien stanowić szacunek dla innych. Trzeba myśleć w kategoriach sojuszy, koalicji i solidarności, a nie wybawienia czy litości. Przede wszystkim zaś powinniśmy skończyć z biało-czarnymi wizerunkami muzułmanek.
Lila Abu-Lughod*, tłum. Katarzyna Bielińska
* Antropolog palestyńsko-amerykański, profesor studiów kobiecych na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Autorka m.in. Writing Women's Worlds: Bedouin Stories (University of California Press 1993), Veiled Sentiments: Honor and Poetry in a Bedouin Society (University of California Press 2000), Local Contexts of Islamism in Popular Media (Amsterdam University Press 2007), Nakba: Palestine, 1948, and the Claims of Memory with Ahmad H. Sa'di (Columbia University Press 2007).
Przypisy:
  1. Por. L. Abu-Lughod, „Do Muslim Women Need Saving? Reflections on Cultural Relativism and its Others”, American Anthropologist, t. 104 nr 3, 2002, s. 783-790; Ch. Hirschkind, S. Mahmood, „Feminism, the Taliban, and Politics of Counter-Insurgency”, Anthropological Quarterly, t. 75 nr 2, 2002, s. 339-354.
  2. E.W. Said, Orientalizm, Warszawa, PWN 1993.
  3. M. Alloula, The Colonial Harem, Minneapolis, University of Minnesota Press 1986.
  4. H. Papanek, „Purdah in Pakistan: Seclusion and Modern Occupations for Women”, H. Papanek, G. Minault (red.), Separate Worlds, Columbus, South Asia Books 1982, s. 190-216.
  5. S. Mahmood, Politics of Piety, Princeton, Princeton University Press 2005.
  6. A. Van Sommer, S.W. Zwemer, Our Moslem Sisters: A Cry of Need from Lands of Darkness Interpreted by Those Who Heard It, Nowy Jork, The Young People’s Missionary Movement 1907.
  7. Nawiązanie do Ewangelii wg św. Łukasza – Łk, 19,10 – „Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”. Biblia Tysiąclecia, Poznań – Warszawa 1983, s. 1205.
  8. O. Bin Laden, Messages to the World: The Statements of Osama bin Laden, Londyn, Verso 2005, s. 166-68.
  9. M.Z. Husain, Global Studies: Islam and the Muslim World, Dubuque, McGraw Hill – Dushkin 2005, s. 61-62.
  10. L. Abu-Lughod, Writing Women's Worlds: Bedouin Stories, Berkley, University of California Press 1993.
  11. L. Abu-Lughod, Veiled Sentiments: Honor and Poetry in a Bedouin Society, Berkeley, University of California Press 1986.
  12. S.M. Okin, Is Multiculturalism Bad for Women?, Princeton, Princeton University Press 1999.

listopada 14, 2009

stosunek muzułmanów do innowierców


Margarethe: (...) niestety islam wciąż budzi we mnie baaardzo ambiwalentne odczucia. Im więcej wiem, tym większe zamieszanie. Mam tylko nadzieję, że mogę się pochwalić dużo większą dozą tolerancji do "innych" niż niejeden nasz rodak.
A przechodząc do rzeczy, chciałabym dowiedzieć się czegoś o etyce muzułmańskiej. Chodzi mi tu o czystą doktrynę, nie interpretację czy wprowadzanie zaleceń w czyn. Konkretnie mam na myśli traktowanie niemuzułmanów. Co na ten temat można znaleźć w Koranie, Sunnie, Szariacie? Z tego, co wiem, Lud Księgi, a już na pewno Muzułmanów należy traktować miłosiernie, jak najlepiej itp. Chociaż nie powiem, żeby czyny Mahometa za jego życia to potwierdzały;) Cóż, takie czasy były. A co z niewierzącymi, ateistami, hindusami, poganami, bałwochwalcami? Jakie przepisy odnośnie ich traktowania można znaleźć w świętych księgach? Wiem niestety, że jeden z łagodniejsyzch mówi, żeby nie mieć wśród niewiernych przyjaciół.
Po drugie: nieszczęsna walka z niewiernymi. Dżihad i tym podobne. Rozumiem, że jest to nieodpowiednia interpretacja słów Koranu. Ale niektóre fragmenty są jednoznacze. No a niestety czy można stwierdzić, że to tylko zła interpretacja, jeśli wyrazy nietolerancji wobec nie tylko niewiernych, ale także m.in. wyznawców chrześcijaństwa są zakrojone na tak szeroką skalę? Co tu dużo mówić, przestępstwa na tle religijnym chyba nigdzie nie osiągnęły takiego poziomu, jak ma to miejsce w świecie islamu.
Nie chodzi mi o rozpętanie burzy. Po prostu chciałabym otrzymać odpowiedź, która rozwiałaby moje wątpliwości. Z góry dziękuję.

A ja mam inne pytanko, na które warto odpowiedzieć po zgłębieniu biografii Proroka (pokój i błogosławieństwo Allaha z nim) i różnych relacji z tamtych czasów: Czy aby na pewno czyny Muhammada (pokój z nim) nie potwierdzały jego miłosierdzia?

To nikt inny jak Prorok Muhammad (pokój z nim) swoim zachowaniem dał nam przykład, że należy być dobrym i wyrozumiałym dla swych sąsiadów, nawet jeśli oni nie odpłacają nam tym samym; aby troszczyć się o chorych, bez względu na ich wyznanie; aby pomagać potrzebującym - nawet jeśli nie wyznają tej samej wiary - i dbać o więzy rodzinne, także z krewnymi nie będącymi muzułmanami. I tak można by wymieniać i wymieniać...

Co do "zakazu przyjaźni z muzułmanami" - taki wniosek można wysnuć, czytając przekład Koranu według Bielawskiego, który przetłumaczył słowo "aulija" - będące liczbą mnogą od słowa "łali", czyli "opiekun" - jako "przyjaciele". A oto tenże słynny werset:
{Niech wierzący nie biorą sobie za aulija (opiekunów) niewiernych, z pominięciem wiernych!} [Koran, 3:28]

Kto nie wierzy, niech spojrzy w oryginał Koranu – po arabsku.

Poza tym, Koran mówi także o miłości i miłosierdziu pomiędzy mężem a żoną, jednocześnie zezwalając muzułmaninowi na poślubienie niemuzułmanki (chrześcijanki, żydówki). I inne wyznanie nie może być powodem do gorszego jej traktowania – ma ona takie same prawa, w tym także do szacunku i miłości – jak żona będąca muzułmanką. To powinno także skłonić do myślenia…

Oczywiście zaraz padnie tu słynne „zabijajcie ich, gdziekolwiek ich znajdziecie” dotyczące walki zbrojnej, która jest obwarowana wieloma warunkami, jak na przykład zakaz wszczynania walki, jeśli nas bądź naszej religii nie zwalczają, czy zakaz kontynuowania walki, jeśli przeciwnik jej zaprzestanie; zakaz zabijania osób niewinnych, cywili nie biorących udziału w walce, czy nawet niszczenia roślinności. Po prostu walka jest środkiem obrony. I nie jest to interpretacja – jest to żywcem wzięte z Koranu. Wystarczy samemu zerknąć :

{Zwalczajcie na drodze Boga tych, którzy was zwalczają, lecz nie bądźcie najeźdźcami. Zaprawdę; Bóg nie miłuje najeźdźców! I zabijajcie ich, gdziekolwiek ich spotkacie, i wypędzajcie ich, skąd oni was wypędzili - Prześladowanie jest gorsze niż zabicie. I nie zwalczajcie ich przy świętym Meczecie, dopóki oni nie będą was tam zwalczać. Gdziekolwiek oni będą walczyć przeciw wam, zabijajcie ich! - Taka jest odpłata niewiernym! - Ale jeśli oni się powstrzymają... - zaprawdę, Bóg jest przebaczający, litościwy! I zwalczajcie ich, aż ustanie prześladowanie i religia będzie należeć do Boga. A jeśli oni się powstrzymają, to wyrzeknijcie się wrogości, oprócz wrogości przeciw niesprawiedliwym!} [Koran, 2:190-193]

Podobnie tutaj, mowa jest o niewiernych, którzy łamią zawarty wcześniej pakt o pokoju:

{A jeśli spotkasz się z nimi na wojnie, to postępuj z nimi w taki sposób, by rozproszyć tych, którzy znajdują się za nimi. Być może, oni się opamiętają! A jeśli naprawdę obawiasz się zdrady ze strony pewnych ludzi, to tak samo odrzuć ich przymierze. Zaprawdę, Bóg nie kocha zdrajców! I niech nie sądzą ci, którzy nie uwierzyli, że nas wyprzedzą. Oni przecież nie są zdolni niczego udaremnić! Przygotujcie przeciwko nim, ile możecie sił i oddziałów konnicy, którymi moglibyście przerazić wroga Boga i wroga waszego, jak również innych, którzy są poza nimi, a których wy nie znacie. Bóg ich zna! A to, co wy rozdajecie na drodze Boga, to zostanie wam w pełni oddane i nie doznacie niesprawiedliwości. A jeśli oni skłonią się do pokoju, to i ty się ku niemu skłoń i zaufaj Bogu! Zaprawdę, On jest Słyszący, Wszechwiedzący!} [Koran 57:61]

Dżihad to mocno nadużywane słowo w świecie Zachodu. Tłumaczy się je jako „święta wojna”, co jest zupełnie niezgodne z prawdą. Co dokładnie oznacza słowo „dżihad” i jak się przejawia mogliśmy już przeczytać TUTAJ.

Tak że ja bym tu była ostrożna z wypowiadaniem stwierdzeń – jak to robią niektórzy – iż muzułmanie na przykład „zobowiązani” są walczyć przeciw niewiernym – ot tak, dla zasady. Koran mówi sam za siebie. Wystarczy przeczytać cały fragment, a nie wyrwać jeden werset z kontekstu i dowodzić na jego podstawie, jak to islam zaleca agresję bądź nienawiść wobec innowierców. I nie ma tu znaczenia do jakiej religii agresor przynależy, czy jest spośród Ludu Księgi, czy ateistą, buddystą, itp. – po prostu zwalcza nas – my nie stoimy biernie, lecz walczymy. Warto też przypomnieć, że za czasów Proroka Muhammada (pokój z nim) przeciwnicy nie ograniczali się jedynie do rzucania przykrych słów i oszczerstw, ale także torturowali i zabijali muzułmanów tylko dlatego, że ci wyznawali islam. Próbowano nawet zabić Proroka (pokój z nim). Zmuszono wyznawców islamu do emigracji – opuszczenia swoich domów, rodzin, często całych majątków, aby tylko mogli ocalić życie. Lecz ostatecznie Prorok (pokój z nim) powrócił do Mekki wraz z innymi emigrantami. Mieszkańcy wiedzieli wówczas, że nie mają żadnych szans przeciwstawić się im… Mekka została zdobyta bez przelewu krwi. Muzułmanie mogli wtedy bez problemu zemścić się na swych wrogach, przez których tyle wycierpieli. A co zrobił Prorok (pokój z nim)? Przebaczył im i pozostawił w spokoju… To w ten sposób pozyskał wielu wielu nowych wiernych, których takie a nie inne zachowanie skłoniło do refleksji i chęci poznania islamu.

Czy to naprawdę stoi w sprzeczności z okazywaniem miłosierdzia?

Bardzo często stwierdzenia zawarte w Koranie, które mówią o karze dla złoczyńców i osób niewiernych (zaznaczmy – karze w życiu przyszłym) także określane są, jako „szerzenie nienawiści do niewiernych”. Czy słowa Allaha:

{Zaprawdę, tym, którzy nie uwierzyli, nie pomogą nic wobec Boga ani ich majątki, ani ich dzieci! Oni będą paliwem dla ognia!} [Koran 3:10]
bądź
{Tych, którzy nie uwierzyli, ukarzę karą straszną na tym świecie i w życiu ostatecznym; i oni nie będą mieli pomocników.} [Koran 3:56]

naprawdę są zachętą do nienawiści? Czyż w innych religiach nie ma przekazów, w których Bóg ostrzega ludzi przed karą – zarówno w tym życiu (ileż miast i ludów Bóg ze względu na ich grzeszność wytracił), jak i w przyszłym (Piekło jest powszechnie znane także w innych religiach)? Jak się to ma do relacji międzyludzkich?

Oto inne z wersetów Koranu, także podane bez jakichkolwiek interpretacji - niech przemówią same za siebie:

{Bóg nie zabrania wam, abyście byli dobrzy i sprawiedliwi względem tych, którzy was nie zwalczali z powodu religii ani nie wypędzali was z waszych domostw. Zaprawdę, Bóg miłuje ludzi sprawiedliwych. Bóg zabrania wam tylko, abyście sobie brali za przyjaciół tych, którzy was zwalczali z powodu religii i którzy was wypędzali z waszych domostw, i którzy pomagali przy wypędzaniu was. Ci, którzy ich biorą za przyjaciół, są ludźmi niesprawiedliwymi.} [Koran, 60:8-9]
{A jeśli oni będą jednak próbowali zmusić cię, żebyś Mi (Bogu) dodawał współtowarzyszy - o czym nie masz żadnej wiedzy - to nie słuchaj ich! Jednak zachowuj się w stosunku do nich na tym świecie w sposób godny!} [Koran 31:15]
{Słudzy Miłosiernego: ci, którzy chodzą po ziemi skromnie i kiedy ludzie nieświadomi zwracają się do nich, to (oni) mówią: "Pokój!"} [Koran 25:63]
M.